24.12.2015

Życzenia

Niestety, nie mam dla was żadnego one-shota z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Zamiast tego, chciałabym wam, drogim czytelnikom, życzyć wszystkiego najlepszego, dużo prezentów, obfitego stołu i pięknej, świątecznej atmosfery przy wigilijnym stole. 
Naprawdę, wszystkim dziękuję tym, którzy czytają tego bloga, komentują, obserwują. Jesteście moim prezentem gwiazdkowym. :* Postaram się dla was wrócić do szybszego pisania, jednak szkoła skutecznie mi przeszkadza w tymże postanowieniu. Ale nie dam się tak łatwo. :>

Na zakończenie jeszcze raz wam życzę:
Wesołych świąt~! 

12.12.2015

|| 05 || Mężczyzna w masce

Haruno jak i Uchiha stali tak z kilka sekund, kiedy usłyszeli jedno, a stanowcze zdanie z ust Hinaty. Sakura miała ochotę pójść za przyjaciółką, lecz zrobił to o dziwo... Sasuke. Tak, ten zimny gbur i cham zdecydował się podążyć za białooką, jednakże w niewiadomym, dla Haruno, celu. W duszy modliła się, aby nic jej nie zrobił, bo brunet należał do osób nieprzewidywalnych. Różowa posądzała go również o czerpanie radości i satysfakcji z cierpienia innych, dlatego w tym momencie zaczęła żałować, że przyprowadziła go tutaj. Nie myślała, że to się tak może skończyć. No i... po raz pierwszy widziała Hyuugę w takim stanie. Odkąd pamięć sięgała, to nigdy tak pewnego zdania nie wypowiedziała z ust Hinata. Brzmi to dziwnie, ale od zawsze była szarą myszką, która nie potrafiła na nikogo podnieść głosu i to Sakura robiła u niej za ochroniarza.
Zielone oczy powędrowały na biały budynek, jakby pragnęła od niego dostrzec jakąś podpowiedź do tego, co ma w takowej sytuacji zrobić. Niby powinna sama biec za nimi i dopilnować tego, żeby mężczyzna nic nie zrobił kobiecie, ale... instynkt podpowiadał jej, że pod tym względem nie ma podstaw do obaw. Ale rozum całkowicie co innego mówił. Czuła się rozdarta i przez to bez najmniejszego sensu stała i zawadzała niektórym wychodzącym ze szpitala.
- Może jednak nie powinnam się była wtrącać w to wszystko...? - wreszcie doszła do takiego wniosku, dopiero teraz zdając sobie sprawę o tym, że Sasuke mógł nie wiedzieć o tym wszystkim. Ba, Sakura nie miała przecież nawet dowodów na winę Minto.
I tak stojąc w tymże przejściu, ktoś postanowił zrobić z tym porządek i popchnął kobietę. Haruno posiadała koci refleks i szybko odskoczyła na bok, a następnie zmierzyła wrogim spojrzeniem tego, kto ośmielił się podnieść na nią rękę.
- O, a jednak potrafisz chodzić - odezwał się mężczyzna, jakby zaskoczony ze swojego odkrycia. Podrapał się po swojej granatowej masce, która zakrywała połowę jego twarzy, uniemożliwiając Haruno rozpoznanie osobnika. - Kto by pomyślał...
Powieki kobiety drgnęły, a szmaragdowe oczy przyglądały się posturze nieznajomego. Nigdy nie widziała kogoś, kto chętnie zasłaniał swoją twarz, a jego białe, sterczące włosy, dorównywały do tych, które posiadał jej przyjaciel - Naruto. Ale czy byli podobni oprócz owłosienia na czuprynie? Raczej nie, zważywszy na fakt, że stojąca przed nią osoba wydawała się o wiele starsza i poważniejsza od wiecznie radosnego Uzumakiego.
- Trochę kultury, pajacu - wycedziła przez zęby, próbując zachować pozory tego, że jego zachowanie nie zrobiło wrażenia na niej. A prawda była inna; miała ochotę odwdzięczyć mu się pięknym za nadobne, ale jeszcze ktoś pomyślałby, że to mężczyzna jest tym poszkodowanym, a nie ona. 
- Pajacu? Zdaje mi się, że to mi się należy szacunek, gówniarzu.
Sakura przysięgłaby, że przez materiał - który przylegał do jego ust - widziała, jak tamten się szczerzy. Teraz szybka myśl; a może nikt nie dostrzeże jej, kiedy będzie ozdabiać jego twarzyczkę pięścią? W końcu ledwo stała tak, wysłuchując ciętych ripost na swój temat, a jak wiadomo - Haruno nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
Już szykowała się do kontrataku, kiedy to pojawiła się - o masz, ci los... - Minto we własnej osobie. Wyglądała na bardzo przejętą, a jej policzki ozdobione były w pokaźne rumieńce. Cała spocona i zziajana doczłapała się do znanego jej osobnika, po czym odgarnęła nierozczesany kosmyk włosów za ucho. Różową zastanawiał ten wygląd kobiety, ponieważ od kiedy ją poznała, to ta zawsze pokazywała się z jak najlepszej strony. Nigdy nie widziano jej bez makijażu, czy porządnego ułożenia włosów, a teraz? Istny misz-masz, chaos. W pierwszej chwili nie poznałaby jej, gdyby nie te charakterystyczne rysy twarzy i wiecznie dumne oczy, które nigdy nie zmienią się, choćby nie wiadomo co stałoby się.
Mięta  uchyliła usta i w ostatniej chwili skapnęła się, że nie jest sama. Przez natłok myśli nie zauważyła stającej opodal dziewczyny. Jeśli w porę nie zamknęłaby warg, to prawdopodobnie zrobiłaby najgłupszą rzecz w swoim życiu. Nienawidziła, jak ktoś słyszał, co się działo w jej życiu, nie licząc niektórych; w tym własnie Kakashiego. A ten tylko podniósł ciekawy brwi ku górze, czekając na wieści. 
- Właśnie wychodziłem sobie stąd, ale ta niezwykle zabawna dziewczynka mi zawadziła. - Wskazał palcem na wspomnianą Sakurę, a ta puściła to mimo uszu, byleby nie robić zbędnego zamieszania przy błękitnowłosej. 
- Ach... Sakura - wyszeptała, jakby nieobecna. Westchnęła pod nosem ciężko. - Chodźmy, Kakashi, muszę coś ci powiedzieć, bo ja...
I tutaj włączyła się u Haruno czerwona lampka. Dopowiedziała w myślach końcówkę wypowiedzi kobiety, gdzie ona przyznaje mu się do popełnionej zbrodni dnia wczorajszego. 
- Wiedziałam, że to ty! Jak ja ci zaraz dam... 
Jej dłoń uniesioną chwycił w swoje ciepłe ręce Hatake. Zmierzył dziewczę krytycznym wzrokiem, a następnie pokręcił głową. Przypominała mu ona dziecko, które trzeba byłoby utemperować, co w sumie... nie byłoby takie złe i dla niego samego. Od początku spodobała mu się tą zaciętością i agresywnością, a przysiągłby, że wszystkie istoty płci pięknej mają to do siebie, że są skromne i nieśmiałe. Pomylił się, ale raczej zadowolony był z tego odkrycia. Wreszcie miałby na kim poćwiczyć swoje własne opatentowane metody wychowawcze, a dni przestałyby być tak nudne i monotonne. Poczuł się w owej chwili niczym jak geniusz. Jak ktoś, kto odkrył swoje powołanie życiowe. 
Oj tak, jesteś geniuszem, Kakashi.
- To ja z tą panienką przejdę się na spokojny spacerek, dobrze? Spotkamy się jutro, Minto - zadecydował od razu, ciągnąc za sobą nieznajomą. Coś czuł, że się polubią, choć będzie z początku ciężko. A Minto mogła tylko głowić się, co tak właściwie się stało. Domyślała się, że Hatake miał skłonności do dziwactw, ale żeby spodobała mu się Haruno? Dla Mięty to niemożliwe do pojęcia, ale różni są ludzie i ich poglądy...
Co do Haruno, to próbowała oswoić to, co przed chwilą się wydarzyło. Jakiś obcy Sakurze idiota ciągnął ją zdezorientowaną w tylko sobie znanym kierunku. To było tak absurdalne, że nie wiedziała, czy się śmiać, czy też właśnie zalać się łzami nad bezsensownością tejże sytuacji. Po raz pierwszy się tak w życiu poczuła i po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, jak zareagować. Chyba czekała na dalszy bieg wydarzeń albo na moment, w którym odzyskałaby język i mowę tym samym. 
- To gdzie panienka mieszka? - rozpoczął jakoś rozmowę Kakashi, ponieważ ta cisza niezmiernie go irytowała. 
- Że co proszę? - O, a jednak powrót mowy nadszedł wyjątkowo szybko. Wzięła się w garść, po czym wyszarpnęła drobną rękę z uścisku. Wtem obydwoje zatrzymali się, mierząc w siebie nawzajem wrogie spojrzenia. No, nie do końca, ponieważ Hatake świetnie się bawił i nie ukrywał tego. 
- To, co słyszałaś. Wiesz, pomyślałem sobie, że nasza znajomość miałaby sens, jeśli zaangażowałabyś się w to również. - Sakura niemalże się zapowietrzyła na te słowa. - Bo, cóż... Chyba chciałabyś wiedzieć, kto spowodował wypadek twojej koleżanki, co?
Haruno zrobiła krok w tył. Pobladła i poczuła, że nogi jej miękną. Dostrzegła, jak materiał maski na twarzy mężczyzny się marszczy pod wpływem krnąbrnego uśmieszku. 
- C-co...? - wydukała, przełykając głośno ślinę.

***

- Ach... więc mówisz, że wraz z przybyciem Hinaty, nowej pracownicy, do waszego biura, dosłownie wszystko się wywróciło do góry nogami?
- Nie. Nie wywróciło, a wypierdoliło - poprawiła rozmówcę rozgoryczona Karin. - Mam też wrażenie, że to też i moja wina. Nie udało mi się wcześniej Minto powstrzymać przed wylaniem kawy na Hyuugę, sprowokowałam Hinatę do ucieczki ze sklepu, przez co musiała przejść tamtym cholernym przejściem przez ulicę, a tamten chu... Ekhm, idiota musiał wjechać z naprzeciwka na samochód rodziców Hinaty. Normalny łańcuszek nieszczęść. Zafundowałam jej ładne święta, nie?
- Nie, wcale nie. Nie rozumiem, czemu się obwiniasz. Nie mogłaś przewidzieć takiego obrotu spraw. - Z ust blondyna wydobyło się ciężkie westchnięcie. - Czyli przyjechałem w samą porę...
- Ech... Bo wiesz... Czuję, że kolejne nieszczęścia nadciągają. A mam prawo tak myśleć, ponieważ obok niej zaczyna kręcić się Sasuke. A doskonale pamiętam, jak Hinata się w tobie podkochiwała. Po prostu musisz przegonić tego węszącego Uchihę z daleka od niej.
Mężczyzna zamyślił się i po pewnym czasie wykwitł na jego twarzy promienny uśmiech, nasączony przebiegłością.
- Zgoda. Świetna może być z tego zabawa, no i... będę miał okazję trochę pograć na jego nerwach. 

15.11.2015

|| 04 || Postanowienie

- Mamo, tato... Trzymajcie się... - głos Hinaty załamywał się, a łzy spływały po jej policzkach, tworząc tym samym mokre ścieżki, które podkreślały okropny stan Hyuugi. Czerwone, podkrążone oczy, zaczerwienione policzki i spocone czoło, do których lepiła się ścięta prosto grzywka; tak wyglądała Hinata w odwiedzinach w szpitalu u swoich rodziców. 
Ilekroć chciała oderwać się jakoś myślami od wczorajszego wypadku, to się nie udawało. Tysiące zmartwień i klęsk spadało na nią, jakby ktoś rzucił na nią klątwę. Im dłużej nad tym się zastanawiała, tym bardziej dochodziła do wniosku, iż to prawda z tą czarną magią. 
- Wolałabym, aby to mnie trafili... - wyszeptała, ocierając słone krople, wierzchem dłoni. 
Tuż obok rozgoryczonej córki państwa Hyuugi, siedziała Karin, która całym zamieszaniem była podobnie wstrząśnięta. Choć emocje buzowały w niej jak u nastolatki, to panowała nad sobą na tyle, aby nie przynieść zbędnych nerwów koleżance. Wystarczający pokaz talentu dała jej, kiedy na swej drodze spotkała swojego wroga numer jeden. Irytujący i opryskliwy Suigetsu Hozuki - we własnej osobie - musiał się pojawić tego samego dnia, o tej samej godzinie i w tym samym miejscu, co Uzumaki. 
- Nie mów tak! - okularnica pouczyła ją, machając jej tuż przed twarzą palcem. - Dobrze wiesz, że to był wypadek i nie powinnaś się ani obwiniać, ani zadręczać! Na pewno wyjdą z tego cało, zobaczysz. - Założyła ręce na piersi, patrząc się na dosyć sporej wielkości okno. - Wiesz... Co do wczoraj, to wybacz, że zrobiłam ci taki cyrk przy innych, ale tamten fagas strasznie działa mi na nerwy. Pomyśleć, że przez niego mam odkupić dziewięć słoików z pomidorami marynowanymi! 
Hyuuga tylko westchnęła, po czym wstała z niewygodnego drewnianego taboretu, aby móc skierować się do białych drzwi. Musiała pobyć sama, bez obecności nikogo. Przemyśleć parę spraw i dojść do pewnych wniosków. Tak dalej nie powinno być. 
- W porządku - odpowiedziała po dłuższej chwili, chwytając klamkę. - Możesz powiedzieć Sasuke, że nie będzie mnie w pracy do końca świąt, a może nawet i dłużej... 
- Hinata... 
I na koniec rozmowy rozległ się donośny trzask drzwiami. Karin nim wstała, obejrzała się na rodziców Hyuugi - którzy leżeli nieprzytomni w narkozie - a następnie również ulotniła się z okropnego, szpitalnego pomieszczenia. 

***

Uchiha niezbyt dobrze czuł się z tym, że musiał tak zawalać robotą Hinatę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że żółtodziobom nie powinno się zapychać grafiku do ostatniej sekundy i dnia na dodatekw tak ogromną stertą pracy. W ten sposób pragnął dostrzec w niej kogoś, kto się jej naprawdę przyda. Przecież później odciążyłby ją, jeśli sprawdziłaby się. Przecież to chyba doskonale zrozumiałe, czyż nie? Widocznie dla wszystkich odpowiedź była taka, że nie.
Obserwował bacznie postępy Hinaty w nowym miejscu zatrudnienia. Był pewien, że przedłuży jej umowę na czas nieokreślony po tym, jak skończy się jej okres próbny. Dawała z siebie wszystko, jak oczekiwał. Jednakże... ciągle mąciła mu w głowie Minto, która cały czas krytykowała nową, cały czas wymyślając coraz to nowsze powody, aby się z nią pożegnać, jak przyjdzie czas rozłąki. Od dłuższego czasu zaobserwował dziwne zachowanie ukochanej, ponieważ zawsze jak pojawiała się kobieta na jakimś stanowisku, która jakoś podpadła Mięcie, to automatycznie wybuchały kłótnie i dziewczę Uchihy dwoiło się i troiło, by tylko wykurzyć natręta. Z początku Sasuke ignorował to i starał się załagadzać sytuację poprzez pogonienie pracowników, jak to było w przypadku Kiby. Ale z biegiem czasu zaczynało mocno go to irytować, że Minto bezczelnie to wykorzystywała i musiał z nią wreszcie pogadać. Sam na osobności bez zbędnej widowni, czyli w małym zakątku ich wspólnego mieszkania w dosyć bogatej dzielnicy. Odkąd tylko pamiętał, to pragnął wyprowadzić się z dala od rodziców i kiedy przejął firmę od ojca, wreszcie się udało. Choć przyznać musiał, że wolał sam zapracować na swoje własne stanowisko, ale darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy.
Mijały powoli minuty, a brunet czekał i czekał na swoją drugą połówkę, która najwyraźniej nie fatygowała się do tego, żeby streścić się i przyjść na wyznaczoną godzinę do domu. A doskonale wiedziała, że odwlekali bardzo ważną rozmowę na temat ich wspólnego życia i dalszego rozwoju wydarzeń. No i o jej charakterku, rzecz jasna. Może bała się? Albo miała głęboko gdzieś groźby i proszenia Uchihy?
Sasuke zdawał sobie sprawę, że dużo dziewczyn lgnęło do niego, niczym jak namolne muchy, z powodu dużej liczby na koncie bankowym. Zawsze takie landryny zbywał swoim zimnym i chamskim zachowaniem, ponieważ takowe skutecznie odstraszało potencjalne zagrożenie jakim było wyłudzanie pieniędzy niby wielką i wieczną miłością. Wydawało mu się, że Minto była inna. Nie wykazywała żadnych tendencji do zielonych papierków, zawsze odznaczała się zdrowym rozsądkiem. Przynajmniej tak mu się zdawało, aż do momentu, w którym przejął dobytek ojca. Wtedy błękitnowłosej racjonalne podejście do życia zmieniło się na chorobliwą zazdrość o bruneta. 
- Co się z tobą stało... - Zmarszczył pokaźnie brwi, wspominając stare, dobre czasy. Choć nie należał do osób sentymentalnych, to musiał przyznać, że dawne lata były o wiele lepsze od dzisiejszych, ponieważ wszystko się zmienia na gorsze. 
Chwycił, w lekko mokre dłonie od potu, telefon i powstrzymywał się przed zadzwonieniem do niej w celu ostrego ochrzanu. To przechodziło już ludzkie pojęcie, a cierpliwość powoli się kończyła. Do niej bywał naprawdę wyrozumiałym człowiekiem, czego widocznie nie doceniała. Tyle razy tolerował jej humorki typowej księżniczki, że powoli mu to brzydło. A ona nie umożliwiała mu żadnego wypoczynku przez swoje jakże mocne granie na nerwach. 
Jeśli zaraz nie przyjdzie, to dostanie taki ochrzan, że ogłuchnie natychmiast - myśli Uchihy niebezpiecznie grzmiały. 
Nagle rozległ się donośny dzwonek do drzwi. I dopadł jak oszalały do wrót, które miała przekroczyć jego kochana druga połówka, lecz zamiast niej, zastał nikogo innego jak słynną krzykaczkę w skórze typowej różowej panienki; w całej okazałości Sakura Haruno, która aż gotowała się ze złości. 
- Gdzie. Jest. Karin. I Hinata? - cedziła powoli słowa przez zęby, zbliżając się ze swoimi łapskami do nieźle zdziwionego Uchihy. Parsknąłby śmiechem na taką odwagę Haruno, ale wyczuł powagę sytuacji i moment, w którym nie powinno się żartować. Obydwoje byli na układzie takim, że nie wchodzą w sobie drogę i... Sakura nie przyszła tutaj z byle czym. Tak myślał.
- O co ci chodzi? - spytał jak zwykle poważnie, przy tym nie ukazując ani odrobinę emocji. A dzisiejszy dzień sprawiał, że miał ochotę wybuchnąć złością po raz pierwszy od dawien dawna. 
- Odpowiadaj, dupku! - tupnęła nogą, z satysfakcją zauważając, iż delikwent jest już tuż przy ścianie. Nie miał gdzie uciec. - Nie udawaj, że nic nie wiesz! 
- Ponawiam pytanie; o co chodzi? 
Sakura zapowietrzyła się, wyraźnie przy tym czerwieniejąc. Potrzebowała kilka sekund, aby trybiki w głowie zaczęły odpowiadać za ułożenie jakiegoś dobrego argumentu, by nie palnąć czegoś głupiego z napływu emocji.
- Nieważne, nieważne! Chodź no! - Uznała, że opowiadanie mu o wszystkim będzie bezsensowne, bo i tak nie zrozumie niczego. 
Złapawszy mocno jego dłoń, zaczęła wyciągać go siłą z mieszkania. Trzeba było przyznać, że Sakura swoją mocą w łapach dorównywała kulturystom i Uchiha wiedząc o tym, zbytnio nie oponował.  Nie widziało mu się chodzić z guzem na czole, a często bywał świadkiem takiego zdarzenia u innych, kto tylko śmiał jej podpaść. Choć jako niechęć dalszej wycieczki Haruno uznała zamykanie przez Sasuke drzwi wejściowych na klucz i różowa powstrzymywała się cudem przed brutalnym pogonieniem go. Mentalnie już była przed budynkiem szpitala, dlatego tak bardzo spieszyła się z zaprowadzeniem bruneta pod drzwi białej budowli. 
Otóż Sakura słyszała plotkę od swojej matki, że rodzice Hyuugi mieli wypadek samochodowy. Haruno niemalże pobladła, ale jak się okazało - przeżyli. Jako tako, bo aktualnie przebywali w stanie krytycznym w szpitalu. Różowa pogodziłaby się jakoś z tą okropną nowiną, lecz spokoju jej nie dała dalsza część wypowiedzi odnośnie winowajcy zdarzenia. Bowiem kobieta za kierownicą posiadała... niebieski odcień włosów. Dlatego Sakura niczym struś pędziwiatr wybiegła ze swoich czterech kątów, aby skonfrontować się z chłopakiem podejrzanej. Choć wolała sama wymierzyć sprawiedliwość winnej. Co z tego, że pewna nie była co do swojej tezy? Po prostu nerwy wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.
Nie była jednakże świadoma tego, że jej dobre intencje spełzną na niczym przez swoją pewność siebie.

***

Białooka musiała wyjść, inaczej nie ręczyłaby za swoje czyny. Cała się trzęsła z zimna i okropnych uczuć, które towarzyszyły jej od początku tego całego cyrku. To wszystko było dla niej tak straszne, że wizyta u psychologa byłaby musem. Psychika Hyuugi legła niemalże w gruzach, powodując niejako u niej determinację w zmianie swoich zachowań i przyzwyczajeń. Pragnęła nie być tak wrażliwą na te zdarzenia losu, które doprowadzały ją na skraj załamania. 
Hinata wychodząc z budynku szpitalnego zetknęła się na dwójkę znajomych. Obydwóch zignorowała, lecz coś ją tchnęło, aby zatrzymać się i wysilić się na sztuczny uśmieszek w kierunku Sasuke, tym samym olewając totalnie Haruno, która stała tuż przy nim.
- Dzięki za to wszystko. Między innymi przez ciebie mogłam wreszcie przejrzeć na oczy. - Jej myśli skierowały się ku Minto, Karin i Suigetsu oraz... także temu wypadkowi. Gdyby wcześniej nie poznała Uzumaki, brunetka nie musiałaby przed nimi uciekać, a co za tym idzie; rodzice nie musieliby stawać na pasach.
I tym optymistycznym akcentem poszła w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając zszokowaną Sakurę i lekko zdezorientowanego Uchihę. 

7.11.2015

|| 03 || Zapowiedź tragedii

- I jak? Dumna jesteś z siebie, zołzo? - Karin zaatakowała Minto, kiedy ta raczyła powrócić do swojego stanowiska. Pech był dla Uzumaki taki, że za wspólniczką tak nie przepadała, że najchętniej dokonałaby na niej mordu. 
- O co ci chodzi? Ja tylko eliminuję konkurencję. Nic ci do tego - ostatnie zdanie Minto warknęła, biorąc do ręki tym razem kubek z gorącą herbatą. 
- Te, wyjdź mi z tym, bo mnie jeszcze oblejesz.
- Zamknij się. Już ci mówiłam.
Choć za dziewczyną Sasuke nikt nie przepadał, to każdy musiał się z nią użerać. A wszelakie skargi czy zażalenia na nią, były przez Uchihę automatycznie ignorowane. Nawet jak klienci skarżyli się na brak odpowiednich kwalifikacji, to brunet zrzucał na resztę firmy. W tym najbardziej na Karin, która zdążyła zostać niejako kozłem ofiarnym szefa. Aczkolwiek przyzwyczaiła się i ma w głębokim poważaniu darcie ryja tego przystojnego palanta. 
Prychnęła, przeczesując palcami swoje włosy o ślicznym kolorze szkarłatu. 
Nie tylko z charakteru ona i Minto były przeciwieństwem. Ich wygląd znacznie się od siebie różnił. Lecz to nie działało zasadą magnesu, że przeciwieństwa przyciągają się i za nic nie chcą się odczepić. 
One się, po prostu, nienawidziły. 
Najbardziej bolało Uzumaki to, że choć Mięta miała to, co chciała, to jeszcze wyżywała się na innych, tłumacząc, iż robi to tylko dlatego, że nie może znieść myśli, że ktoś zabierze jej miłość życia. Co z tego, że każdy miał gdzieś tego zadufanego dupka. Ona i tak nie pojmowała tego i nie raz dała popalić także i rudej. 
Wszyscy stwierdziliby, że zwariowaliby na miejscu Karin. Cóż, jedyne co ją uspokaja, to odliczanie czasu, ile zostało, aby wreszcie wrócić do przytulnego domku. Każdy radzi sobie inaczej, prawda?

***

Dni mijały bardzo wolno, a Hinata dalej nie czuła się za dobrze w nowym miejscu pracy. Ciągle prześladowało ją uczucie, że coś się okropnego wydarzy. Że znowu pojawi się tamta kobieta i bezczelnie wyżyje się na Hyuudze, natomiast białooka w żaden sposób nie uniknie ataku. Wiadomo przecież, że najlepszy atak, to ten z zaskoczenia. Ale nic takiego się nie wydarzyło, a kiedy kobiety mijały się na korytarzach, to nie obdarzały siebie wzrokiem. Hinata z zawstydzenia i niejako upokorzenia, Minto z wyższości nad nią. Dlatego brunetka, by jej nie podpadać, zaczęła schodzić z drogi ukochanej szefa. Ot, żeby sobie krwi nie psuć i dla świętego spokoju. Pracownicy podzielali sposób postępowania nowej, ponieważ Minto potrafiła zajść porządnie za skórę.
Wychodząc z budynku miejsca zatrudnienia, aby móc udać się do sklepu. Dzisiejszego dnia dostała wypłatę i choć była marna, to nie narzekała. Jako że za tydzień święta Bożego Narodzenia, jedzenie zastraszająco podrożało, zamiast stanieć. Widocznie zarządcy tychże marketów pomyśleli, że nie tylko zarobią na prezentach, ale i na niezbędnych produktach do życia. 
Hinata biorąc pod pachę swoją torebkę, poszła szybkim krokiem w stronę najbliższego hipermarketu w celu uzupełnienia zapasów. W przeciwieństwie do innych, Hyuuga uwielbiała chodzić i szukać w rzędach produktów, których potrzebowała. Uznawała to za pewnego rodzaju rozrywkę i zajęcie, ponieważ ciągłe przesiadywanie w domu ją nużyło i popadała niejako w rutynę. A tak to mogła podziwiać te kupki puszek poukładanych symetrycznie, te papierowe opakowania ryżu tak równie ułożone! Normalnie Hinata podziwiała ten kunszt kasjerek i sprzątaczek, które musiały natrudzić się, aby wszystko idealnie wyłożyć. Niebo dla perfekcjonistów. 
Żebym to ja tak sprzątała u siebie... - westchnęła rozbawiona Hyuuga własnymi uwagami, dotyczącymi niebiańskiego porządku w marketach. 
Po wejściu do mało zatłoczonego miejsca, chwyciła wózek i pognała przed siebie. Mijała z wielką gracją wystające półki, klientelę na środku drogi i inne przeszkody. Istna gimnastyka, przez co Hinata nie musiała biegać w wolnych chwilach po chodnikach, coby zgubić kilka kilogramów. Patrząc na nią, można rzec, że robiła to zawodowo. Potrafiła przecież wychwycić okiem nawet najdrobniejsze dziecko, które czyhało na niczego nie spodziewającego się kupującego z pełnym wózkiem zakupów. Hyuuga potrafiła się przyzwyczaić i opanowała unikanie ludzi do perfekcji. No co? W końcu nieśmiałość i strach o siebie też się do tego przyczyniły. 
Jednakże coś poszło nie tak. 
Kiedy Hinata przystanęła, aby sprawdzić skład sosu pomidorowego w puszce, niechcący popchnęła wózek tak, że - jak na złość - trafił przypadkową kobietę, stojącą opodal tymczasowej właścicielki koszyka. 
- O żesz, ty w mordę - wymsknęło się cicho Hinacie, co widocznie zdziwiło szturchniętą nieznajomą, ponieważ wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.
- To ty, nowa?! - ton głosu czerwonowłosej przybrał na sile, jak tylko się ogarnęła. - A myślałam, że to ta niebieska małpa... - to ewidentnie zabrzmiało jak groźba i Hinata tylko poczerwieniała ze wstydu.
- Przepraszam. Nie zauważyłam, że wózek odjechał - zdobyła się na odwagę i przeprosiła za swój haniebny czyn, na co w odpowiedzi dostała krótki śmiech nieznanej jej kobiety.
- Zapomnij, słonko. Karin Uzumaki jestem - przedstawiła się, wpychając niemalże Hinacie swoją szczuplutką rękę. - Przyszłam tutaj tylko po jedną rzecz, ale widzę, że ty masz cały wózek. Mogę ci pomóc w zaniesieniu do domu, jeśli chcesz. - Oczywiście ostatnie dwa słowa traktowała Uzumaki jako: Nie masz nic do gadania w tej sprawie, jasne?.
- Hinata Hyuuga jestem... - Chciała coś dalej powiedzieć, ale nie dane jej było, ponieważ krzyk okularnicy skutecznie zagłuszył brunetkę. 
Brunetka znowu stanęła się obserwatorem, tak zwanego, cyrku. Normalnie cyrku na kółkach, jak to się mówiło. Pytanie tylko brzmiało: Dlaczego ja?. Nienawidziła uczestniczyć w jakichkolwiek sprzeczkach, a spotykały ją coraz częściej. 
Mężczyzna tuż obok Karin, zaczął popychać Uzumaki, mrucząc pod nosem siarczyste przekleństwa. 
- Raczysz się przesunąć, kwoko? Chciałem po ketchup, a ty mi swoim dupskiem wszystko zasłaniasz. Schudnij trochę, co? - I specjalne szturchanie nie przechodziło, a tylko nasilało gniew Karin, że dało się wyczuć aurę zniszczenia wokół niej. 
- Suigetsu... - Uzumaki zdążyła tyle wysyczeć, ponieważ zaraz po tym rzuciła się ze swoimi długimi szponami na szczerzącego się chłopaka. Był, jak widać, bardzo rozbawiony swoim zachowaniem i dolewając oliwy do ognia, przesunął się w bok tak, że Karin upadła z głośnym hukiem na szare płytki. 
- Zachowuj się, idiotko. Jesteś w sklepie, jakbyś nie wiedziała - nie przestawał, dając tym samym ładną rozrywkę dla przechodniów. 
- Zabiję... 
I w tym momencie Hinata ewakuowała się, gdyż zapewne oberwałaby słoikami, pudłami i innymi, niebezpiecznymi przedmiotami, które z zetknięciem z głową, spowodowałyby utratę przytomności. To najwyraźniej nie stanowiło żadnej przeszkody dla kłócących się dorosłych ludzi. Czysta podstawówka i brak poszanowania dla pracowników sklepu przemawiała przez nich. Dla Hinaty to zagadka; jak można zachowywać się tak przy innych? Przy kamerach i pracujących tutaj? Choć sumienie podpowiadało jej, aby załagodziła jakoś tamtą awanturę, to rozum stanowczo trzymał się przy tym, by ulotnić się z pola bitwy. 
Hałas dalej niósł się po korytarzach, co doskonale słyszała Hinata przy kasach. Długo to nie trwało, bo zapewne pojawiła się ochrona i ogarnęła cały bałagan. Była ciekawa, jakie zniszczenia po sobie zostawili, ale nie miała zamiaru się tam zjawiać. Wolała w spokoju przełożyć towar z wózka na kasę, aby móc jak najszybciej opuścić tenże sklep. 
Ciekawe atrakcje na dzień? Zaliczone.
Spokój na resztę dnia? W toku.
Po zapłaceniu i spakowaniu sporej ilości zapasów, poszła w kierunku automatycznie rozsuwanych drzwi. Po opuszczeniu budynku, swój chód uspokoiła, idąc teraz tak, aby się nie zmachać za specjalnie. 
Nim przeszła przez pasy, rozejrzała się dokładnie i zrobiła pierwszy krok, upewniając się, że nikt nie jedzie. Te ciężkie torby sprawiały, że szła powolutku i na pewno doprowadzała kierowców do szewskiej pasji. 
ŁUP! TRZASK! TRZASK!
Spanikowana puściła siatki, tym samym skazując wszelakie szklane opakowania na marny los. Zasłoniwszy się rękoma, skuliła się i czekała na śmierć. Ale... nic takiego nie nadeszło. Niepewnie odwróciła się i... aż ją zmroziło do szpiku kości.
Jakim trzeba być kretynem, aby wyprzedzać pojazd, który przepuszcza pieszego? I tym samym wjechać komuś w maskę samochodu, który jest na przeciwnym pasie? Lecz nie to zastanawiało Hyuugę, tylko... kto siedział za kierownicą. Przez stłuczoną szybę zdołała zobaczyć skrawek twarzy nic niewinnego kierowcy, który oberwał najmocniej.
- Boże... 
Hinatę wmurowało. Momentalnie zachciało jej się płakać, ale nie mogła się ruszyć z miejsca i podbiec do zniszczonych pojazdów. To za dużo ją kosztowało. 
- Hinata! Żyjesz?! - z oddali zdołała usłyszeć wrzask przerażonej Karin i jej kroki. 
Uzumaki wyrwała się z łap ochroniarza, po czym pognała w stronę całego zamieszania. W głowie snuła najgorsze scenariusze i bała się tego, co zobaczy. Na szczęście, ku jej zadowoleniu, koleżance nic się nie stało. Ale reszta...
- Obawiam się, że nie - odpowiedziała blada jak ściana Hinata ze ściśniętym gardłem. 

31.10.2015

|| 02 || Prawdziwa twarz

Plamy po kawie ciężko szło usunąć ze śnieżnobiałej koszuli. Tamta sytuacja z nieznajomą, która wylała na nią gorący napój, była tak irracjonalna, że Hinata dalej nie potrafiła zrozumieć sensu tego wszystkiego. Czym Hyuuga zawiniła? Przecież pierwszy raz na oczy ją widziała i choć usilnie starała się wytłumaczyć to wszystko w jakiś miarę sensowny powód, to nie dało się. Po prostu tamta frustratka musiała być chora psychicznie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zachowuje się w taki sposób. 
Szlag by to...
Hinata ze skwaszoną miną spojrzała na efekt swojej ciężkiej pracy nad zmyciem tych nieznośnych śladów po brązowym płynie. Zmiany praktycznie niewidoczne. Jak na złość. Los uwielbiał się okrutnie mścić na niewinnych istotach. A Hyuuga często padała ofiarą niesprawiedliwego osądzenia. 
Wychodząc z łazienek, zetknęła się tuż przy drzwiach z Inuzuką. Jego twarz niemalże płonęła ze złości, a oczy gdyby mogły, przybrałyby również szkarłatny odcień. Ręce natomiast całe mu drżały ze złości.
- Nic ci nie jest?! - krzyknął, łapiąc zdezorientowaną Hinatę za ramiona.
- Nie... A co się stało?
- Gdzie ta idiotka?! Ukatrupię ją! - Zignorował pytanie Hyuugi, rozglądając się dookoła z morderczym wzrokiem. 
- Co się stało? - powtórzyła głośniejszym tonem. Domyślała się już, o co się rozchodziło, ale wolała usłyszeć to z ust Kiby.
- Ta kretynka, co cię oblała! - wydarł się i kątem oka dostrzegł posturę drobnej kobiety, która od ucha do ucha się szczerzyła, wcale nie żałując tego, co zrobiła. Żeby nie poznać tej niebieskiej czupryny? Jeszcze na dodatek czaiła się ta dziewucha niczym jak zwierzę, które poluje. - Poczekaj ty...
I każdy przysiągłby, że mężczyzna rzuci się na przyczajoną kobietę i z tego wyniknie jakaś krwawa wojna. I obydwoje nawzajem przekrzykiwali się, na co Hyuuga tylko cofnęła się pod ścianę, by z bezpiecznej odległości oglądać to całe przedstawienie. Jeszcze kilkoro osób znalazło się, gapiów i uczestników, którzy wzniecili kłótnię. Wrzaski niosły się po ścianach, że aż sam Sasuke musiał zaingerować, bo najprawdopodobniej ktoś kogoś zadźgałby, jeśli dalej tak toczyłaby się awantura. Doprawdy, istne szaleństwo...
Uchiha, choć wyglądał na zabieganego, znalazł chwilę, aby przemówić do rozsądku dorosłym ludziom, iż nie należy przenosić swoich złości na współpracowników. Przynajmniej tak myślała Hinata, że kiedy on się pojawi, wszystko wróci do normy, ale... tak się nie stało. Wryło ją w ziemię, gdy kobieta, która niedawno oblała Hinatę kawą, przyczepiła się do ręki Uchihy i za nic w świecie odczepić się nie chciała. Ba, jeszcze kocie oczka robiła do zirytowanego bruneta, co miało to potwierdzić, iż ona niewinna jest i czysta jak łza.
Litości...
- Co tu się odwala? Ktoś raczy wyjaśnić? - odezwał się pierwszy Sasuke. 
- To on!
- To ona!
Odezwali się w tym samym momencie i Kiba, i kłamliwa do bólu, nieznana Hinacie, kobieta. 
- Pytałem o coś - zaostrzył głos szef. Wydawać by się mogło, że już powoli tracił cierpliwość do tej dwójki. - I rozejść się reszta! Co wy, zajęcia nie macie?! Zaraz coś wam znajdę... - Wszyscy posłusznie poszli do własnych stanowisk, choć niektórzy dalej oglądali się za siebie, ciekaw dalszego przebiegu wydarzeń. - A więc słucham was.
Hyuuga dalej stała na uboczu. Ta sytuacja niejako ją dotyczyła, bo Inuzuka stanął w jej obronie, i dlatego nie poszła do swojego biura. Chciała się wtrącić w rozmowę i wytłumaczyć zachowanie mężczyzny, ale wewnętrzna bariera nieśmiałości powodowała, że jak już odezwałaby się, to bełkotałaby, jąkając się bez sensu. 
- Bo ta idiotka znowu piękną akcję odwaliła! Na mojej podopiecznej swoją frustrację wylała w postaci kawy! Ją się pije, debilko. Nie nauczyli cię tego w domu? - warknął Inuzuka, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Myślał tym samym, że Sasuke, jak zawsze, poprze go i jakoś ustawi do pionu nieznośne dziewuszysko. 
- Zachowuj się, Kiba! Bo zaraz za obrazę Minto wylecisz na zbity pysk.
I nastała krępująca cisza.
- Że co? - Zamrugał zaskoczony, przerywając po pewnym czasie to milczenie.
- To, co słyszałeś. - I po tych słowach, Sasuke przygarnął w swoje ramiona kobietę. - Wracaj do siebie, Minto. - I puścił ją, na co mięta, chichocząc pod nosem, pobiegła w sobie znanym kierunku. - To pierwsze ostrzeżenie. Jeszcze jedno, a nie będziesz miał, czego tutaj szukać. 
Dumny Uchiha wyminął szatyna, nawet na niego nie patrząc. Białooka postanowiła w końcu nie stać tak dłużej bezczynnie i sama pragnęła stanąć za Inuzuką.
- S-Sasuke... Nie powinieneś...
- Dla ciebie pan Uchiha. I do roboty.
Zadygotała. Te słowa były tak przesiąknięte jadem, że jakby mogły, to otrułyby Hyuugę. Pierwszy raz widziała taką stronę Uchihy. Pełną gniewu i pychy. Nawet niebiosa uchylały się w strachu przed nim. A Hinata tylko chciała jakoś szefowi przedstawić tę całą sytuację ze swojego punktu widzenia, aby nie wyżywał się na Bogu ducha winnych osobach. 
Zapowiadały się udane lata pracy w tymże miejscu.

***

Sakura wpatrywała się zniecierpliwiona w tarczę zegara. Minęło tyle czasu, a po przyjaciółce ani śladu. Czyżby stało się coś złego? Albo może zapomniała o przyjściu? Sakura doskonale znała Sasuke i domyślała się, że ten dał Hinacie od groma zadań do zrobienia. Bała się o nią i miała szczerą nadzieję, że Hyuuga nie weszła w żaden układ z Uchihą, ponieważ oddawać trzeba było mu podwójnie. Już samo zatrudnienie się u niego równało się z masą obowiązków i bezgranicznym oddaniem się brunetowi. 
Typowy Uchiha, psia mać. Wszyscy tacy sami. Zero wyjątków.
Haruno już brała telefon do ręki, ale po mieszkaniu rozległ się upragniony dzwonek do drzwi. Odetchnąwszy w ulgą, czym prędzej uchyliła wejściowe drzwi koleżance, by ta znalazła się jak najszybciej w ciepłych i przytulnych czterech kątach Sakury. A przyznać trzeba, że różowa posiadała niesamowity gust w doborze mebli i dekoracji. 
- Mam tę dyszkę, co zapodziałaś - zamiast standardowego przywitania się, Sakura uraczyła Hyuugę tymi słowami, wciskając w jej drobne łapki wartościowy papierek. - Rozgość się.
Hinata wpierw rozebrała się z wierzchnich ubrań, a następnie usiadła na wygodnej kanapie. Widać było, że mina Hyuugi nie zapowiadała na to, że dzień w nowej pracy udał się. Pogaduszki nastały dopiero wtedy, jak Sakura przyszła z dwoma kubkami gorącej i pysznej herbaty. I jak można się domyślić, rozmowa szybko zeszła na temat posady Hinaty. I choć ta uparcie milczała w tej kwestii, to prędko przełamała się. Nienawidziła napierania i dociskania, ponieważ wtedy zdolna była do wygadania się, nawet jeśli byłyby to tajemnice i sekrety. 
- Tak coś czułam... - szepnęła Haruno, odkładając na szklany stolik pusty kubeczek. - Ten Uchiha to kawał niezłego dupka. I pomyśleć, że kiedyś się w nim bujałam... 
- Hm? Chodzi ci o Sasuke? 
- A niby o kogo innego? Jako że jest już twoim szefem, to radzę ci, byś go słuchała. Dla własnego dobra. - Tutaj zrobiła dłuższą przerwę, nie wiedząc, czy może kontynuować. - Hinata... ech. Mam nadzieję, że nie jesteś mu niczego dłużna? Ani nie weszłaś mu za skórę?
Hyuuga przełknęła ślinę. Oblał ją nieprzyjemnie zimny pot. 
- Wiesz... Kiedyś, jak zabrakło mi pieniędzy... to w zamian za pracę u niego... Ahm... Ten, no... Kupił mi jeden prezent na święta, bo zabrakło mi pieniędzy... - zaczęła się powtarzać i mieszać w tłumaczeniach. To uczucie, które towarzyszyło jej w tejże chwili, można było przyrównać do zrobienia czegoś złego i żałowania popełnionego przestępstwa. 
- No cóż... - Sakura spojrzała z żalem na przyjaciółkę, starając się dobrać odpowiednie słowa. - To ci współczuję.

29.10.2015

|| 01 || Pierwszy dzień, pierwsze nieprzyjemności

Dryń, dryń, dryń...
Donośny hałas wydobywający się z budzika, dawał znak wszystkim w obrębie mieszkania, że czas wstawać i koniec słodkiego leżenia i spania sobie w najlepsze. A Hinata przyzwyczaiła się do tak cudownego stanu, że aż jęknęła głośno zirytowana tym cholernym urządzeniem. Tylko wkurzać ludzi potrafi to piekielne urządzenie. 
Po rozkosznym przeciągnięciu się i podrapaniu po lewym boku, niemalże stoczyła się z łóżka, gnając czym prędzej do szafy, aby ubrać się jakoś w miarę normalnie. A jako że czekała ją konfrontacja z nowym miejscem i z nowymi ludźmi, musiała jakoś wywrzeć na nich dobre wrażenie. W końcu pierwsze wrażenie jest tym najważniejszym. 
Po wybraniu i nałożeniu granatowej spódniczki i kremowej koszuli, zaczęła układać swoje długie, potargane włosy, które wymagały prostowania. Chociaż sprawiały masę problemów, to je ubóstwiała. Były miękkie, gęste i sam ich kolor był urodziwy. Blada cera oraz białe niczym śnieg oczy idealnie kontrastowały się z ciemnymi kosmykami. A cała magia tego tworu naskórka polegała na pięknym, błękitnym odcieniu, kiedy tylko promienie Słońca zetknęły się z nim. 
Kawa, mycie zębów, podpiłowanie nierównych paznokci, sprawdzenie czy wszystko pozamykane i powyłączane. I wreszcie można wyjść w świętym spokoju. 
Ogarnąwszy ciepłą kurtkę, rękawiczki, czapkę i kozaki wyszła z mieszkania, uprzednio je zamykając na klucz. I z ukrywaną radością w głębi duszy wyszła z ponurej klatki schodowej na, pokrytą śnieżnym puchem, ulicę. Zadowolona szybko przemierzała wyznaczony szlak, od czasu do czasu patrząc, która godzina widnieje na zegarku. Z każdą miniętą minutą strach narastał, bo niedługo będzie zmuszona stawić czoła swojemu strachowi odnośnie poznawania nowych ludzi. 
Dasz radę, Hinata. Silna dziewczyna jesteś. Tylko nie zapomnij, jak się nazywasz.
Z przerażeniem dostrzegła, że jeszcze kilkanaście kroków i już będzie pod drzwiami budynku firmy, w której będzie jej dane pracować. Na pierwszy rzut oka budowla wyglądała schludnie i zadbanie. Ściany były w jasnych barwach, bez żadnych udziwnień i jaskrawych elementów. Cóż, ten widok był czymś nowym w tej części miasta, gdzie wszelakie konstrukcje były brudne i dosadnie przesadzone z drobnymi zdobieniami, a farba, pokrywająca ściany, już dawno zdążyła wyblaknąć. Jakoś Hyuuga tymi myślami pocieszyła się, że może jak budynek spełnia warunki odnośnie wyglądu, to i ludzie przebywający tam też będą w miarę w porządku? Ale to tylko powierzchowne stwierdzenia i dumania, ponieważ wszystko okaże się, jak tylko przekroczy próg drzwi. Dlatego też nie było sensu się nastawiać na coś, co może się nie spełnić. Człowiek tylko bardziej się denerwuje z tego powodu.
Hinata wzięła głęboki wdech i z trupią bladością nacisnęła klamkę szklanych drzwi, aby wybadać, czy może zrobić kolejny krok. Gdy ku jej zdziwieniu nikogo nie zastała, spokojnie stąpnęła, aby znaleźć się już całym ciałem w środku ciepłego pomieszczenia. Na szczęście recepcjonista poszedł na krótką przerwę, co uradowało mocno Hyuugę, bo pozwolono jej w spokoju się rozebrać z odzienia wierzchniego. Ale kiedy zawieszała kurtkę na wieszak, do jej uszu dotarło ciche skrzypnięcie drzwi. 
Oho, zaczyna się walka o przetrwanie.
- Dzień dobry. Czy to pani Hyuuga? Pierwszy dzień w pracy, co? Zapraszam do pokoju numer dziewięć. Tam pani został przydzielony pracownik, który panią będzie uczył przez dwa tygodnie. Szef pani o tym wspominał, czyż nie? - powiedziała blondynka, ciamkając beztrosko gumę balonową. Została wcześniej poinstruowana, jak przywitać nową.
- Dzień dobry... Tak. Pamiętam - odrzekła cichutko, po czym pognała w tamtą stronę, nawet nie oglądając się za siebie. Natomiast kobieta przy recepcji powróciła do czytania gazety, mając w głębokim poważaniu resztę świata.

***

- Nowa? I to znajoma szefa? - spytała z niedowierzaniem szatynka, popijając przy tym kawę. - Po moim trupie.
Karin tylko prychnęła na zdanie, wypowiedziane przez jej współpracowniczkę. Poprawiła okulary, by te nie spadły jej z nosa, po czym zaczęła szukać plik papierów do wypełnienia.
- Mów, co chcesz, ale masz gówno do gadania. Nie jesteś szefem. Po za tym irytujesz mnie tą zazdrością, wredna małpo.
- I wzajemnie, Karin. Będziesz świadkiem, jak ją stąd wykurzę. - Kobieta wstała, podchodząc zgrabnym kroczkiem do drzwi. - Przedstawienie czas zacząć. - I wyszła, zostawiając Uzumaki samą sobie. 
- To zobaczymy... - Prychnęła, a następnie zabrała się do dokończenia swojego obowiązku.

***

Hyuuga znalazłszy się przed wyznaczonym pokojem, zaczęła myśleć, co może powiedzieć na dobry początek. Wymyśliła już sporo scenariuszy przebiegu rozmowy, która miała nadejść. Mówiło się, że przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie?
Wdech, wydech.
Z dudniącym serduchem weszła do pokoju, po czym zza biurka przywitał ją pewien mężczyzna. Kolejna uśmiechnięta twarz, co uspokajało kobietę na tyle, że chociaż serce choć trochę uspokoiło swój rytm bicia. Kolejne miłe zaskoczenie, które sprawiło, że coraz lepiej się tutaj czuła. 
Po przywitaniu i podaniu sobie nawzajem rąk, osobnik płci brzydszej zaproponował, by ta usiadła przy swoim stanowisku. Stanął tuż obok niej z zamiarem wytłumaczenia jej co i jak, by potrafiła już co nieco zrobić bez jego większego udziału, bo przecież nie tylko ona sama miała tutaj pracować. A było sporo do zrobienia.
- Pracowałaś kiedyś w tej branży? 
- Tak. Byłam tłumaczem dla pewnej firmy farmaceutycznej.
- Wywalili cię stamtąd? - spytał bez skrupułów, co więcej; zdziwił się rumieńcami ze strony dziewczyny. - No bo... to praca dobrze płatna, więc dziwię się, że przyszłaś tutaj. 
- To nie tak! Po prostu... szefowa wolała zatrudnić kogoś ze swojej rodziny, to wszystko... - Zaczęła machać rękoma na lewo i na prawo, jakby chciała się tym wszystkim obronić przed fałszywymi oskarżeniami. - A tak po za tym...
- Mów mi Kiba. Inuzuka Kiba. Zapomniałem się przestawić, ech... - przerwał Hinacie w połowie zdania. Podrapał się po głowie speszony swoim niedociągnięciem. - A tobie jak jest?
No cóż. Hyuuga pierwszy raz zetknęła się z takim typem człowieka. Nie wydawał się taki sztywny, jacy ludzie potrafili być w byłej pracy Hyuugi. Jakby zamiast serca posiadali kamień albo odłamek lodu. Zimni i oziębli, całkowicie nie nadający się do niczego, a tym bardziej do miłej i bezstresowej rozmowy. 
- Hinata... Hyuuga - przedstawiła się uprzejmie, ale szybko zmieniła temat, byleby nie mówić za dużo o sobie. - To co mam do zrobienia? 
Inuzuka podał jej potrzebne informacje, po czym wytłumaczył mniej więcej działanie tego wszystkiego. Zrobił to na wszelki wypadek oraz dlatego też, że szef nakazał takowe działanie. Chociaż Kiba był zdania, że jak dziewczę pracowało już w takiej posadzie, to nie istniała potrzeba mówienia i dyktowania co i jak. Ale warto było wspomnieć o kliencie, który zamawiał ich usługi, bo bywał bardzo wybredny.
Inuzuka zasiadł na własnym stanowisku, jak zakończył wykład nowej. Dał jej wolną rękę i stwierdził, że sprawdzi efekt jej działań dopiero po tym, jak zakończy pracę. A czy będzie owocna i efektywna - się zobaczy. 
- Hm? Ktoś dzwonił... - Mężczyzna nie zdążył się nasiedzieć za długo, ponieważ tuż po sprawdzeniu wyświetlacza telefonu o mało co, a jego oczy wyszłyby z orbity. - Zaczekaj chwilkę, muszę oddzwonić. - I wybiegł na korytarz z prędkością światła. 
Brunetka pozwoliła sobie na ciche westchnięcie, kiedy to zostawiono ją samą w czterech ścianach. Przyznać trzeba było, że cały projekt, za który miała się zabrać, był wyczerpujący. I najgorsze w tym wszystkim to, że nie może zrobić ani jednej pomyłki. A ręce się jej trzęsły, jakby dostała ataku Parkinsona i wklepywanie liter za pomocą klawiatury szło jej opornie. Dlatego też w celu załagodzenia nieustającego stresu otworzyła okno. Choć mróz i ziąb straszył na ulicach Konohy, to i tak lodowaty wiatr był czymś, co ubóstwiała Hyuuga. Tak pięknie wietrzyło zmęczony umysł i ciało. Pełne rozluźnienie. 
Skrzyp...
Czyżby Kiba wrócił tak szybko? 
Nim kobieta zdążyła się odwrócić, została oblana czymś gorącym. Automatycznie pisnęła i cofnęła się o krok, stykając się plecami o parapet. Jej perłowe oczy, pełne przerażenia i zdziwienia, lokalizowały agresora. A tym agresorem okazała się drobna dziewczyna o niewinnym, niemalże cukierkowym, wyglądzie. A jednak pozory potrafią bardzo zmylić człowieka. 
Nie wydawało się, by nieznajoma żałowała swojego czynu i, o zgrozo, wykrzywiła twarz w potężnym grymasie, wyglądając, jakby szykowała się do tyrady. To prędzej poszkodowana powinna wydrzeć się we własnej obronie.
- Ups, wybacz... Nie widziałam cię - rzekła z ironicznym uśmieszkiem. - Potknęłam się i... no wiesz... - kłamstwa wylewały się z jej ust, że czuć to było z kilometra. Ale nie poprzestała na tym, bo przybliżyła się do Hyuugi i przesłodzonym głosikiem ostrzegła ją: - Zbliżysz się do szefa, to cię ukatrupię, jasne?
Odpowiedzi nie doczekała się, gdyż wyszła z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami tak, że aż ściany się zatrzęsły. 
Cudowne doświadczenia z pierwszego dnia pracy. I zrozumiałaby wszystko, tylko... O co chodziło jej z tym szefem?!

25.10.2015

|| 00 || Prolog

Dla szan­sy za­ryzy­kuj wszys­tko i trzy­maj się z da­leka wszys­tkiego, co ci pro­ponu­je spo­koj­ne życie. - Paulo Coelho 
 ***

Dziewczyna dreptała sobie spokojnie po zamarzniętych ulicach Konohy. Jej oczy próbowały nadążyć za kolorowymi witrynami sklepów, ale średnio jej się to udawało, dlatego też zmuszona była od czasu do czasu przystanąć i dokładniej zapoznać się z nazwą nieruchomości. Myślała i dumała, gdzie mogłaby zatrzymać się na dłużej i wzbogacić sklep o dodatkowe kilkanaście pieniążków. Aczkolwiek Hyuuga nie dysponowała dużą ilością pieniędzy, ponieważ poprzedni szef uznał, że zatrudnienie swojej ciotki będzie o wiele bardziej opłacalne, aniżeli trzymanie przy sobie odpowiednio wyszkolonej Hinaty. Cóż, bywa. Takie życie. Dlatego też ostrożniej obchodziła się z drobniakami, by do następnej pracy przeżyć. 
A cholerne święta coraz bliżej i bliżej. Jak na złość.
Zamruczała coś niezrozumiałego pod nosem, wyciągając z kieszeni kurtki brązowy portfel. Kilka razy przewertowała jego zawartość, aby stwierdzić, iż... ma zawrotne trzy złote. Trzy złote. Tak. Nie starczy nawet na porządną czekoladę. 
Skąd taka bieda? Pamiętała doskonale, że jak wychodziła, to miała przy tyłku chociaż tę marną dychę. Zatem... co - a raczej - kto zabrał jej papierek? 
Pamięć wstecz i zaraz powinna odnaleźć się odpowiedź. 
Odwiedzała niedawno Sakurę Haruno, która aż świeciła swoimi zielonymi oczętami, byleby dopomóc biednej i poszkodowanej Hinacie. Zaś ta kategorycznie jej tego zabroniła, broniąc się rękoma i nogami, że nie ma takiej potrzeby, bo już wysłała CV do różnych firm i powinni szybko do niej oddzwonić. 
Ach, no tak.
I po tychże tłumaczeniach pokazała dyszkę różowej, by ta - widząc, że nie jest jeszcze tak źle - wreszcie raczyła się zająć swoimi sprawami. Ale ta cholerna nieśmiałość sprawiła, że po tym policzki Hyuugi pokryły się soczystymi rumieńcami. 
I znalazła się odpowiedź; otóż przez swoje gapiostwo zapomniała zabrać je ze stołu Haruno. Głupota naprawdę boli. I w ten mróz zmuszona była się cofać i znowu wracać na zakupy. Super, brawo, Hinata. Możesz sobie pogratulować zaradności. Brakuje jeszcze, byś głowy i całej reszty ciała zgubiła. A tatuś z mamusią uczyli, by sprawdzać swoje rzeczy, zanim się wyjdzie od znajomych. 
Już cofała się, ale poczuła jak obrywa z całym impetem w twarz. Czyżby dostała od losu? Nie. Po tym, jak się ogarnęła, spojrzała ukradkiem na mężczyznę, który przypadkiem, bądź też i nie, popchnął ją z niebotyczną prędkością. Instynkt Hinacie kazał uciekać, bo dziewczę nie znosiło sytuacji, w której musiałaby się obronić. Ot, taka wystraszona owieczka, która musi borykać się z dużą ilością wilków. 
- Przepraszam! Cholera...
Oblał ją zimny pot. A mógł już sobie iść i się nie odzywać!
- N-nie. T-to ja... ja przepra...przepraszam - wydukała, czerwieniejąc już całkowicie jak burak. Napastnikiem okazał się dawny kolega z klasy Hyuugi. Mianowicie Sasuke Uchiha, który widocznie musiał się poślizgnąć na zlodowaciałym chodniku i wpaść na Bogu ducha winną kobietę. Od razu postanowił jej pomóc, coby nie musiała się męczyć z lodową powłoką. No i był też jej to winny. 
Hinata kompletnie nie kontaktowała w obecnej chwili. Osobnik przeciwnej płci. Taka bliskość. Dotyk. Zdecydowanie źle... zdecydowanie za bardzo źle się czuła w tym wszystkim. 
Sasuke uśmiechnąwszy się jakoś w nieswoim stylu, zaczął pytać się dziewczynę o całe życie. Jak tam jest, jak się układa i tego podobne, czyli wszystko, co można usłyszeć od znajomego po kilkulatach. Brunetka tylko odpowiadała krótkimi zdaniami, nieźle się przy tym krępując. Nie spodziewała się, że kogoś takiego spotka na swojej drodze. Uchiha od razu dostrzegł, że ta się gdzieś spieszyła, na co Hinata - nie potrafiąc ukrywać swoich zamiarów - powiedziała mu prawdę. O tym, że zostawiła u Sakury pieniążki, które były poświęcone na zakupy i miała właśnie po nie iść. 
- Zapłacę za twoje zakupy. Tylko... pod jednym warunkiem.
Hinata zdębiała. Czyżby Sasuke coś jej oferował? I to za jakąś opłatą?! 
- S-słucham... - wyboru nie miała, a sprzeciwić się nie potrafiła. 
- Mówiłaś, że nie masz pracy. A moja firma poszukuje kogoś takiego jak ty - powiedział, będąc pewnym, że ta się zgodzi. I miał rację. Dla Hyuugi była to szansa, że nie będzie musiała czekać na potwierdzenie jej podań przez innych pracodawców, tylko będzie od razu zatrudniona. Przynajmniej tak myślała.
I po zgodzeniu się, Uchiha zaprosił ją, by razem zrobili sobie spacer po różnych lokacjach. Hinata była pewna, że będzie musiała mu się jakoś odwdzięczyć. 
To zdecydowanie sprawi, że będzie zmuszona się niejako zmienić.