15.11.2015

|| 04 || Postanowienie

- Mamo, tato... Trzymajcie się... - głos Hinaty załamywał się, a łzy spływały po jej policzkach, tworząc tym samym mokre ścieżki, które podkreślały okropny stan Hyuugi. Czerwone, podkrążone oczy, zaczerwienione policzki i spocone czoło, do których lepiła się ścięta prosto grzywka; tak wyglądała Hinata w odwiedzinach w szpitalu u swoich rodziców. 
Ilekroć chciała oderwać się jakoś myślami od wczorajszego wypadku, to się nie udawało. Tysiące zmartwień i klęsk spadało na nią, jakby ktoś rzucił na nią klątwę. Im dłużej nad tym się zastanawiała, tym bardziej dochodziła do wniosku, iż to prawda z tą czarną magią. 
- Wolałabym, aby to mnie trafili... - wyszeptała, ocierając słone krople, wierzchem dłoni. 
Tuż obok rozgoryczonej córki państwa Hyuugi, siedziała Karin, która całym zamieszaniem była podobnie wstrząśnięta. Choć emocje buzowały w niej jak u nastolatki, to panowała nad sobą na tyle, aby nie przynieść zbędnych nerwów koleżance. Wystarczający pokaz talentu dała jej, kiedy na swej drodze spotkała swojego wroga numer jeden. Irytujący i opryskliwy Suigetsu Hozuki - we własnej osobie - musiał się pojawić tego samego dnia, o tej samej godzinie i w tym samym miejscu, co Uzumaki. 
- Nie mów tak! - okularnica pouczyła ją, machając jej tuż przed twarzą palcem. - Dobrze wiesz, że to był wypadek i nie powinnaś się ani obwiniać, ani zadręczać! Na pewno wyjdą z tego cało, zobaczysz. - Założyła ręce na piersi, patrząc się na dosyć sporej wielkości okno. - Wiesz... Co do wczoraj, to wybacz, że zrobiłam ci taki cyrk przy innych, ale tamten fagas strasznie działa mi na nerwy. Pomyśleć, że przez niego mam odkupić dziewięć słoików z pomidorami marynowanymi! 
Hyuuga tylko westchnęła, po czym wstała z niewygodnego drewnianego taboretu, aby móc skierować się do białych drzwi. Musiała pobyć sama, bez obecności nikogo. Przemyśleć parę spraw i dojść do pewnych wniosków. Tak dalej nie powinno być. 
- W porządku - odpowiedziała po dłuższej chwili, chwytając klamkę. - Możesz powiedzieć Sasuke, że nie będzie mnie w pracy do końca świąt, a może nawet i dłużej... 
- Hinata... 
I na koniec rozmowy rozległ się donośny trzask drzwiami. Karin nim wstała, obejrzała się na rodziców Hyuugi - którzy leżeli nieprzytomni w narkozie - a następnie również ulotniła się z okropnego, szpitalnego pomieszczenia. 

***

Uchiha niezbyt dobrze czuł się z tym, że musiał tak zawalać robotą Hinatę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że żółtodziobom nie powinno się zapychać grafiku do ostatniej sekundy i dnia na dodatekw tak ogromną stertą pracy. W ten sposób pragnął dostrzec w niej kogoś, kto się jej naprawdę przyda. Przecież później odciążyłby ją, jeśli sprawdziłaby się. Przecież to chyba doskonale zrozumiałe, czyż nie? Widocznie dla wszystkich odpowiedź była taka, że nie.
Obserwował bacznie postępy Hinaty w nowym miejscu zatrudnienia. Był pewien, że przedłuży jej umowę na czas nieokreślony po tym, jak skończy się jej okres próbny. Dawała z siebie wszystko, jak oczekiwał. Jednakże... ciągle mąciła mu w głowie Minto, która cały czas krytykowała nową, cały czas wymyślając coraz to nowsze powody, aby się z nią pożegnać, jak przyjdzie czas rozłąki. Od dłuższego czasu zaobserwował dziwne zachowanie ukochanej, ponieważ zawsze jak pojawiała się kobieta na jakimś stanowisku, która jakoś podpadła Mięcie, to automatycznie wybuchały kłótnie i dziewczę Uchihy dwoiło się i troiło, by tylko wykurzyć natręta. Z początku Sasuke ignorował to i starał się załagadzać sytuację poprzez pogonienie pracowników, jak to było w przypadku Kiby. Ale z biegiem czasu zaczynało mocno go to irytować, że Minto bezczelnie to wykorzystywała i musiał z nią wreszcie pogadać. Sam na osobności bez zbędnej widowni, czyli w małym zakątku ich wspólnego mieszkania w dosyć bogatej dzielnicy. Odkąd tylko pamiętał, to pragnął wyprowadzić się z dala od rodziców i kiedy przejął firmę od ojca, wreszcie się udało. Choć przyznać musiał, że wolał sam zapracować na swoje własne stanowisko, ale darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy.
Mijały powoli minuty, a brunet czekał i czekał na swoją drugą połówkę, która najwyraźniej nie fatygowała się do tego, żeby streścić się i przyjść na wyznaczoną godzinę do domu. A doskonale wiedziała, że odwlekali bardzo ważną rozmowę na temat ich wspólnego życia i dalszego rozwoju wydarzeń. No i o jej charakterku, rzecz jasna. Może bała się? Albo miała głęboko gdzieś groźby i proszenia Uchihy?
Sasuke zdawał sobie sprawę, że dużo dziewczyn lgnęło do niego, niczym jak namolne muchy, z powodu dużej liczby na koncie bankowym. Zawsze takie landryny zbywał swoim zimnym i chamskim zachowaniem, ponieważ takowe skutecznie odstraszało potencjalne zagrożenie jakim było wyłudzanie pieniędzy niby wielką i wieczną miłością. Wydawało mu się, że Minto była inna. Nie wykazywała żadnych tendencji do zielonych papierków, zawsze odznaczała się zdrowym rozsądkiem. Przynajmniej tak mu się zdawało, aż do momentu, w którym przejął dobytek ojca. Wtedy błękitnowłosej racjonalne podejście do życia zmieniło się na chorobliwą zazdrość o bruneta. 
- Co się z tobą stało... - Zmarszczył pokaźnie brwi, wspominając stare, dobre czasy. Choć nie należał do osób sentymentalnych, to musiał przyznać, że dawne lata były o wiele lepsze od dzisiejszych, ponieważ wszystko się zmienia na gorsze. 
Chwycił, w lekko mokre dłonie od potu, telefon i powstrzymywał się przed zadzwonieniem do niej w celu ostrego ochrzanu. To przechodziło już ludzkie pojęcie, a cierpliwość powoli się kończyła. Do niej bywał naprawdę wyrozumiałym człowiekiem, czego widocznie nie doceniała. Tyle razy tolerował jej humorki typowej księżniczki, że powoli mu to brzydło. A ona nie umożliwiała mu żadnego wypoczynku przez swoje jakże mocne granie na nerwach. 
Jeśli zaraz nie przyjdzie, to dostanie taki ochrzan, że ogłuchnie natychmiast - myśli Uchihy niebezpiecznie grzmiały. 
Nagle rozległ się donośny dzwonek do drzwi. I dopadł jak oszalały do wrót, które miała przekroczyć jego kochana druga połówka, lecz zamiast niej, zastał nikogo innego jak słynną krzykaczkę w skórze typowej różowej panienki; w całej okazałości Sakura Haruno, która aż gotowała się ze złości. 
- Gdzie. Jest. Karin. I Hinata? - cedziła powoli słowa przez zęby, zbliżając się ze swoimi łapskami do nieźle zdziwionego Uchihy. Parsknąłby śmiechem na taką odwagę Haruno, ale wyczuł powagę sytuacji i moment, w którym nie powinno się żartować. Obydwoje byli na układzie takim, że nie wchodzą w sobie drogę i... Sakura nie przyszła tutaj z byle czym. Tak myślał.
- O co ci chodzi? - spytał jak zwykle poważnie, przy tym nie ukazując ani odrobinę emocji. A dzisiejszy dzień sprawiał, że miał ochotę wybuchnąć złością po raz pierwszy od dawien dawna. 
- Odpowiadaj, dupku! - tupnęła nogą, z satysfakcją zauważając, iż delikwent jest już tuż przy ścianie. Nie miał gdzie uciec. - Nie udawaj, że nic nie wiesz! 
- Ponawiam pytanie; o co chodzi? 
Sakura zapowietrzyła się, wyraźnie przy tym czerwieniejąc. Potrzebowała kilka sekund, aby trybiki w głowie zaczęły odpowiadać za ułożenie jakiegoś dobrego argumentu, by nie palnąć czegoś głupiego z napływu emocji.
- Nieważne, nieważne! Chodź no! - Uznała, że opowiadanie mu o wszystkim będzie bezsensowne, bo i tak nie zrozumie niczego. 
Złapawszy mocno jego dłoń, zaczęła wyciągać go siłą z mieszkania. Trzeba było przyznać, że Sakura swoją mocą w łapach dorównywała kulturystom i Uchiha wiedząc o tym, zbytnio nie oponował.  Nie widziało mu się chodzić z guzem na czole, a często bywał świadkiem takiego zdarzenia u innych, kto tylko śmiał jej podpaść. Choć jako niechęć dalszej wycieczki Haruno uznała zamykanie przez Sasuke drzwi wejściowych na klucz i różowa powstrzymywała się cudem przed brutalnym pogonieniem go. Mentalnie już była przed budynkiem szpitala, dlatego tak bardzo spieszyła się z zaprowadzeniem bruneta pod drzwi białej budowli. 
Otóż Sakura słyszała plotkę od swojej matki, że rodzice Hyuugi mieli wypadek samochodowy. Haruno niemalże pobladła, ale jak się okazało - przeżyli. Jako tako, bo aktualnie przebywali w stanie krytycznym w szpitalu. Różowa pogodziłaby się jakoś z tą okropną nowiną, lecz spokoju jej nie dała dalsza część wypowiedzi odnośnie winowajcy zdarzenia. Bowiem kobieta za kierownicą posiadała... niebieski odcień włosów. Dlatego Sakura niczym struś pędziwiatr wybiegła ze swoich czterech kątów, aby skonfrontować się z chłopakiem podejrzanej. Choć wolała sama wymierzyć sprawiedliwość winnej. Co z tego, że pewna nie była co do swojej tezy? Po prostu nerwy wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.
Nie była jednakże świadoma tego, że jej dobre intencje spełzną na niczym przez swoją pewność siebie.

***

Białooka musiała wyjść, inaczej nie ręczyłaby za swoje czyny. Cała się trzęsła z zimna i okropnych uczuć, które towarzyszyły jej od początku tego całego cyrku. To wszystko było dla niej tak straszne, że wizyta u psychologa byłaby musem. Psychika Hyuugi legła niemalże w gruzach, powodując niejako u niej determinację w zmianie swoich zachowań i przyzwyczajeń. Pragnęła nie być tak wrażliwą na te zdarzenia losu, które doprowadzały ją na skraj załamania. 
Hinata wychodząc z budynku szpitalnego zetknęła się na dwójkę znajomych. Obydwóch zignorowała, lecz coś ją tchnęło, aby zatrzymać się i wysilić się na sztuczny uśmieszek w kierunku Sasuke, tym samym olewając totalnie Haruno, która stała tuż przy nim.
- Dzięki za to wszystko. Między innymi przez ciebie mogłam wreszcie przejrzeć na oczy. - Jej myśli skierowały się ku Minto, Karin i Suigetsu oraz... także temu wypadkowi. Gdyby wcześniej nie poznała Uzumaki, brunetka nie musiałaby przed nimi uciekać, a co za tym idzie; rodzice nie musieliby stawać na pasach.
I tym optymistycznym akcentem poszła w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając zszokowaną Sakurę i lekko zdezorientowanego Uchihę. 

7.11.2015

|| 03 || Zapowiedź tragedii

- I jak? Dumna jesteś z siebie, zołzo? - Karin zaatakowała Minto, kiedy ta raczyła powrócić do swojego stanowiska. Pech był dla Uzumaki taki, że za wspólniczką tak nie przepadała, że najchętniej dokonałaby na niej mordu. 
- O co ci chodzi? Ja tylko eliminuję konkurencję. Nic ci do tego - ostatnie zdanie Minto warknęła, biorąc do ręki tym razem kubek z gorącą herbatą. 
- Te, wyjdź mi z tym, bo mnie jeszcze oblejesz.
- Zamknij się. Już ci mówiłam.
Choć za dziewczyną Sasuke nikt nie przepadał, to każdy musiał się z nią użerać. A wszelakie skargi czy zażalenia na nią, były przez Uchihę automatycznie ignorowane. Nawet jak klienci skarżyli się na brak odpowiednich kwalifikacji, to brunet zrzucał na resztę firmy. W tym najbardziej na Karin, która zdążyła zostać niejako kozłem ofiarnym szefa. Aczkolwiek przyzwyczaiła się i ma w głębokim poważaniu darcie ryja tego przystojnego palanta. 
Prychnęła, przeczesując palcami swoje włosy o ślicznym kolorze szkarłatu. 
Nie tylko z charakteru ona i Minto były przeciwieństwem. Ich wygląd znacznie się od siebie różnił. Lecz to nie działało zasadą magnesu, że przeciwieństwa przyciągają się i za nic nie chcą się odczepić. 
One się, po prostu, nienawidziły. 
Najbardziej bolało Uzumaki to, że choć Mięta miała to, co chciała, to jeszcze wyżywała się na innych, tłumacząc, iż robi to tylko dlatego, że nie może znieść myśli, że ktoś zabierze jej miłość życia. Co z tego, że każdy miał gdzieś tego zadufanego dupka. Ona i tak nie pojmowała tego i nie raz dała popalić także i rudej. 
Wszyscy stwierdziliby, że zwariowaliby na miejscu Karin. Cóż, jedyne co ją uspokaja, to odliczanie czasu, ile zostało, aby wreszcie wrócić do przytulnego domku. Każdy radzi sobie inaczej, prawda?

***

Dni mijały bardzo wolno, a Hinata dalej nie czuła się za dobrze w nowym miejscu pracy. Ciągle prześladowało ją uczucie, że coś się okropnego wydarzy. Że znowu pojawi się tamta kobieta i bezczelnie wyżyje się na Hyuudze, natomiast białooka w żaden sposób nie uniknie ataku. Wiadomo przecież, że najlepszy atak, to ten z zaskoczenia. Ale nic takiego się nie wydarzyło, a kiedy kobiety mijały się na korytarzach, to nie obdarzały siebie wzrokiem. Hinata z zawstydzenia i niejako upokorzenia, Minto z wyższości nad nią. Dlatego brunetka, by jej nie podpadać, zaczęła schodzić z drogi ukochanej szefa. Ot, żeby sobie krwi nie psuć i dla świętego spokoju. Pracownicy podzielali sposób postępowania nowej, ponieważ Minto potrafiła zajść porządnie za skórę.
Wychodząc z budynku miejsca zatrudnienia, aby móc udać się do sklepu. Dzisiejszego dnia dostała wypłatę i choć była marna, to nie narzekała. Jako że za tydzień święta Bożego Narodzenia, jedzenie zastraszająco podrożało, zamiast stanieć. Widocznie zarządcy tychże marketów pomyśleli, że nie tylko zarobią na prezentach, ale i na niezbędnych produktach do życia. 
Hinata biorąc pod pachę swoją torebkę, poszła szybkim krokiem w stronę najbliższego hipermarketu w celu uzupełnienia zapasów. W przeciwieństwie do innych, Hyuuga uwielbiała chodzić i szukać w rzędach produktów, których potrzebowała. Uznawała to za pewnego rodzaju rozrywkę i zajęcie, ponieważ ciągłe przesiadywanie w domu ją nużyło i popadała niejako w rutynę. A tak to mogła podziwiać te kupki puszek poukładanych symetrycznie, te papierowe opakowania ryżu tak równie ułożone! Normalnie Hinata podziwiała ten kunszt kasjerek i sprzątaczek, które musiały natrudzić się, aby wszystko idealnie wyłożyć. Niebo dla perfekcjonistów. 
Żebym to ja tak sprzątała u siebie... - westchnęła rozbawiona Hyuuga własnymi uwagami, dotyczącymi niebiańskiego porządku w marketach. 
Po wejściu do mało zatłoczonego miejsca, chwyciła wózek i pognała przed siebie. Mijała z wielką gracją wystające półki, klientelę na środku drogi i inne przeszkody. Istna gimnastyka, przez co Hinata nie musiała biegać w wolnych chwilach po chodnikach, coby zgubić kilka kilogramów. Patrząc na nią, można rzec, że robiła to zawodowo. Potrafiła przecież wychwycić okiem nawet najdrobniejsze dziecko, które czyhało na niczego nie spodziewającego się kupującego z pełnym wózkiem zakupów. Hyuuga potrafiła się przyzwyczaić i opanowała unikanie ludzi do perfekcji. No co? W końcu nieśmiałość i strach o siebie też się do tego przyczyniły. 
Jednakże coś poszło nie tak. 
Kiedy Hinata przystanęła, aby sprawdzić skład sosu pomidorowego w puszce, niechcący popchnęła wózek tak, że - jak na złość - trafił przypadkową kobietę, stojącą opodal tymczasowej właścicielki koszyka. 
- O żesz, ty w mordę - wymsknęło się cicho Hinacie, co widocznie zdziwiło szturchniętą nieznajomą, ponieważ wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.
- To ty, nowa?! - ton głosu czerwonowłosej przybrał na sile, jak tylko się ogarnęła. - A myślałam, że to ta niebieska małpa... - to ewidentnie zabrzmiało jak groźba i Hinata tylko poczerwieniała ze wstydu.
- Przepraszam. Nie zauważyłam, że wózek odjechał - zdobyła się na odwagę i przeprosiła za swój haniebny czyn, na co w odpowiedzi dostała krótki śmiech nieznanej jej kobiety.
- Zapomnij, słonko. Karin Uzumaki jestem - przedstawiła się, wpychając niemalże Hinacie swoją szczuplutką rękę. - Przyszłam tutaj tylko po jedną rzecz, ale widzę, że ty masz cały wózek. Mogę ci pomóc w zaniesieniu do domu, jeśli chcesz. - Oczywiście ostatnie dwa słowa traktowała Uzumaki jako: Nie masz nic do gadania w tej sprawie, jasne?.
- Hinata Hyuuga jestem... - Chciała coś dalej powiedzieć, ale nie dane jej było, ponieważ krzyk okularnicy skutecznie zagłuszył brunetkę. 
Brunetka znowu stanęła się obserwatorem, tak zwanego, cyrku. Normalnie cyrku na kółkach, jak to się mówiło. Pytanie tylko brzmiało: Dlaczego ja?. Nienawidziła uczestniczyć w jakichkolwiek sprzeczkach, a spotykały ją coraz częściej. 
Mężczyzna tuż obok Karin, zaczął popychać Uzumaki, mrucząc pod nosem siarczyste przekleństwa. 
- Raczysz się przesunąć, kwoko? Chciałem po ketchup, a ty mi swoim dupskiem wszystko zasłaniasz. Schudnij trochę, co? - I specjalne szturchanie nie przechodziło, a tylko nasilało gniew Karin, że dało się wyczuć aurę zniszczenia wokół niej. 
- Suigetsu... - Uzumaki zdążyła tyle wysyczeć, ponieważ zaraz po tym rzuciła się ze swoimi długimi szponami na szczerzącego się chłopaka. Był, jak widać, bardzo rozbawiony swoim zachowaniem i dolewając oliwy do ognia, przesunął się w bok tak, że Karin upadła z głośnym hukiem na szare płytki. 
- Zachowuj się, idiotko. Jesteś w sklepie, jakbyś nie wiedziała - nie przestawał, dając tym samym ładną rozrywkę dla przechodniów. 
- Zabiję... 
I w tym momencie Hinata ewakuowała się, gdyż zapewne oberwałaby słoikami, pudłami i innymi, niebezpiecznymi przedmiotami, które z zetknięciem z głową, spowodowałyby utratę przytomności. To najwyraźniej nie stanowiło żadnej przeszkody dla kłócących się dorosłych ludzi. Czysta podstawówka i brak poszanowania dla pracowników sklepu przemawiała przez nich. Dla Hinaty to zagadka; jak można zachowywać się tak przy innych? Przy kamerach i pracujących tutaj? Choć sumienie podpowiadało jej, aby załagodziła jakoś tamtą awanturę, to rozum stanowczo trzymał się przy tym, by ulotnić się z pola bitwy. 
Hałas dalej niósł się po korytarzach, co doskonale słyszała Hinata przy kasach. Długo to nie trwało, bo zapewne pojawiła się ochrona i ogarnęła cały bałagan. Była ciekawa, jakie zniszczenia po sobie zostawili, ale nie miała zamiaru się tam zjawiać. Wolała w spokoju przełożyć towar z wózka na kasę, aby móc jak najszybciej opuścić tenże sklep. 
Ciekawe atrakcje na dzień? Zaliczone.
Spokój na resztę dnia? W toku.
Po zapłaceniu i spakowaniu sporej ilości zapasów, poszła w kierunku automatycznie rozsuwanych drzwi. Po opuszczeniu budynku, swój chód uspokoiła, idąc teraz tak, aby się nie zmachać za specjalnie. 
Nim przeszła przez pasy, rozejrzała się dokładnie i zrobiła pierwszy krok, upewniając się, że nikt nie jedzie. Te ciężkie torby sprawiały, że szła powolutku i na pewno doprowadzała kierowców do szewskiej pasji. 
ŁUP! TRZASK! TRZASK!
Spanikowana puściła siatki, tym samym skazując wszelakie szklane opakowania na marny los. Zasłoniwszy się rękoma, skuliła się i czekała na śmierć. Ale... nic takiego nie nadeszło. Niepewnie odwróciła się i... aż ją zmroziło do szpiku kości.
Jakim trzeba być kretynem, aby wyprzedzać pojazd, który przepuszcza pieszego? I tym samym wjechać komuś w maskę samochodu, który jest na przeciwnym pasie? Lecz nie to zastanawiało Hyuugę, tylko... kto siedział za kierownicą. Przez stłuczoną szybę zdołała zobaczyć skrawek twarzy nic niewinnego kierowcy, który oberwał najmocniej.
- Boże... 
Hinatę wmurowało. Momentalnie zachciało jej się płakać, ale nie mogła się ruszyć z miejsca i podbiec do zniszczonych pojazdów. To za dużo ją kosztowało. 
- Hinata! Żyjesz?! - z oddali zdołała usłyszeć wrzask przerażonej Karin i jej kroki. 
Uzumaki wyrwała się z łap ochroniarza, po czym pognała w stronę całego zamieszania. W głowie snuła najgorsze scenariusze i bała się tego, co zobaczy. Na szczęście, ku jej zadowoleniu, koleżance nic się nie stało. Ale reszta...
- Obawiam się, że nie - odpowiedziała blada jak ściana Hinata ze ściśniętym gardłem.