Hinata obecnie odstraszała wszystkich swoim niebywale okropnym wyrazem twarzy i złowrogą energią, która mroziła wszystko co żywe i martwe na około. Gdyby posiadała moc, która pozwalałaby jej na spokojny mord na niewinnych stworzeniach, użyłaby jej bez zawahania. Przez ten kawał czasu nie miała ani chwili na odpoczynek. Wszystko zaczęło się dziać z tak niebotyczną prędkością, że jej rozum nie za specjalnie szybko przetwarzał informację na bieżąco. Dlatego najlepiej byłoby, gdyby nikt nie wtrącał się do tego, co obecnie ma zrobić, a mianowicie - zamknąć się na cztery spusty w swoim ciasnym mieszkaniu.
Jednak ktoś uporczywie jej w tym przeszkadzał.
Sasuke z wielkim zniesmaczeniem wlókł się za Hinatą, nie odzywając się. Zauważywszy, że ta nie zwraca na niego uwagi, wziął głęboki wdech i nieco przyspieszył kroku, by stanąć przed wystraszoną i jednocześnie wściekłą Hyuugę. Całe szczęście, że to on został obdarzony przez matkę naturę męskimi zdolnościami, inaczej Hinata z łatwością w akcie furii rozniosłaby go na kawałki. Do tej pory miał całkowicie inne mniemanie o tej nieśmiałej i bezkonfliktowej dziewczynie, która po prostu bała się całego świata. Teraz przekonał się, że każda ma w sobie ukrytego diabła, który aktywuje się, gdy świat przed drobnymi stópkami zawala się i nie pozostaje nic innego, jak uwolnić swoje złowrogie, drugie ja. Rozbawiony swoimi rozmyśleniami, złapał zaskoczoną kobietę za nadgarstki, by zaraz przyciągnąć ją bardzo blisko do siebie. Tak, że bez problemu ocierali się o siebie kurtkami.
- Te, kocica, spokojnie - mruknął z niejaką nutką wesołego humorku w głosie - bo mnie tutaj jeszcze zabijesz. Ja, jako dobry szef, nie pozwolę pracownicy iść samej do domu w takim stanie.
Z krtani Hyuugi rozległ się ponury pomruk grozy.
- Możesz mnie zostawić? - odezwała się po krótkiej przerwie, by tylko nieco ochłonąć i nie wybuchnąć. - Jesteś ostatnią osobą, którą chciałam widzieć. Czy ty... do cholery, wiesz co się wydarzyło ostatnio?
- Sakura mi ostatnio dupę tym zawróciła. Inaczej nie przyszedłbym tam pod szpital. Jednak ona do czegoś czasem się przydaje...
- Daruj sobie te komentarze, dobrze...?
- Nie. - Uchiha świetnie się bawił i nawet nie krył swojego złośliwego uśmieszku. - Zaprosisz mnie teraz do siebie do domu i opowiesz wszystko, co cię boli, dobrze? Bo wiem, że Minto cię nie lubi i...
- Słuchaj - przerwała mu, odrywając się od jego uścisku, który zesłabł. - Chodzi ci o tamte pieniądze, które pożyczyłeś mi przed zatrudnieniem? Oddam ci, więc...
- Nie przerywaj mi. - Tym razem to on pokazał teraz swoją gorszą stronę swym tonem wypowiedzi. - Ty jesteś naprawdę głupia i irytująca. Przecież wiesz, że odpracowujesz to w mojej firmie. Że też muszę ci to powtarzać. Chodzi mi o tą całą aferę, która wybuchnęła ostatnio. Ale jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to... Nie musisz. Sam się dowiem, bez twojej pomocy.
Hyuuga po tych słowach wyminęła go i pobiegła w stronę swojego domu. Im dalej go poznawała, tym bardziej ją przerażał. Po za tym - pragnęła ona obecnie tylko spokoju, a nawet tego dostać nie mogła. Obawiała się, że jak na złość ktoś i w domu się pojawi, trując się jej niespokojną duszę. Przecież... przecież chyba każdy po wypadku swoich rodziców chciałby zostać na chwilę sam ze sobą i swoimi myślami? Czy tylko Hinata była na tyle dziwna, że tego wymagała od innych? Świętego spokoju? Ciszy? Samotności? Możliwe.
Sasuke natomiast patrzył jak brunetka znika mu z oczu, myśląc obecnie o tej całej sytuacji. Była naprawdę nieznośna i sądził, że jeżeli nie dowie się, o co tu biega, to zwariuje. No i... miał przeczucie, że Minto mogła mieć z tym coś wspólnego.
Nie potrafił czekać, toteż wyciągnął telefon i wystukał na dotykowym ekranie numer do swojej dziewczyny, by jakoś zapowiedzieć wizytę u niej.
Tutaj poczta głosowa. Proszę zostawić wiadomość.
Uchiha zamrugał kilkakrotnie, mając już kolejną takową sytuację. Dodzwonienie się do tej dziewuchy graniczyło z cudem. Zaczynał wierzyć, że ona jest zamieszana w to wszystko i jeżeli ją dorwie, to zrobi jej bardzo długie, szczegółowe przesłuchanie.
- Oj, Minto. Co żeś ty narobiła?
***
Szatyn z nudów jak i czystej ciekawości przeglądał internet w kafejce internetowej, tuż po robocie. Jako że do domu miał spory kawał, a przy sobie roboczy laptop, a po drodze owa kafejka, to czemu miałby nie skorzystać? No i miał zamiar uporać się z tym sporym tłumaczeniem, które czekało na niego i już szczerzyło swoje zęby, odstraszając tym samym tłumacza. A chodziło dokładniej o to, że najzwyczajniej w świecie Kibie nie chciało się ruszać do chociażby jednej strony tej zakichanej książki, która go nużyła. Oczywiście, wziął to zlecenie pod bacznym okiem szefa, ale - na litość boską - czy ktoś to w ogóle czytał? Chociaż nie posiadał talentu literackiego, to przy półlitrówce na pewno jego powieść mogłaby przewyższyć merytorycznie ten ochłap.
- Dupa tam - warknął pod nosem. - Zrobię to jutro.
I tak w koło Macieju, odstawianie nie wyjdzie mu za dobrze, bo te pięćdziesiąt stron jakoś musi zacząć się tłumaczyć, a klient oczekuje terminowości.
- A mogłem iść na weterynarza. Że też matki nie posłuchałem... - kontynuował swoje własne wywody nad tym wszystkim. Sama myśl o dotknięciu projektu mroziła mu krew w żyłach.
Odkąd sięgał pamięcią, to zawsze szczycił się osiągnięciami odnośnie zwierząt. A to pomagał w wolontariacie, a to opatrywał biedne kotki i pieski sąsiadom... Ogółem sporo tego było, że nawet Inuzuka tego do końca nie pamiętał. Ba, miał do milusińskich błogosławioną dłoń od Boga. A jednak tak wyszło, że skończył studia językowe i trafił tuż pod komputer. I pod dach firmy szanownego pana Uchihy. I Kiba już wiedział, że zabłądził we własnym życiu. Zresztą - nie tylko on. Sporo ludzi tak ma, że po studiach i pracy orientuje się, że coś nastąpiło nie tak i że są na niewłaściwym miejscu. Nie musiał innych wypytywać, żeby dojść do takich, a nie innych wniosków.
- Ej, Kiba!
Inuzuka wychylił się znad monitora, by wychwycić właściciela tak donośnego i hałaśliwego głosu.
- Skądś znam ten głos. Czyżby to był...
Nie, nie mylił się. To był jedyny w swoim rodzaju bardzo irytujący osobnik z czasów szkolnych - wiecznie szczerzący się, totalny nieuk i pajac - Naruto. Kiba mocno się zdziwił, że zastał go tutaj. Z tego co pamiętał, to wyjechał z dobre kilka lat temu za granicę. I wrócił. Od tak? Bez żadnej zapowiedzi? Musiało coś być na rzeczy.
Uzumaki szybko podbiegł do stolika, przy którym siedział szatyn, zaszczycając go swoją pełną osobą. Jak można się domyśleć; w oczach Kiby blondyn nie zmienił się ani odrobinę. Dalej był w formie i nie wyglądało na to, żeby kiedykolwiek przeszedł zmianę. Może to i lepiej, bo Kiba nie wyobrażał sobie Naruto w innej wersji i - nie daj Boże - poważnej. To byłby chyba koniec świata.
- Naruto? - Zamrugał kilkakrotnie Inuzuka. - Co ty tutaj robisz? Miałeś być za granicami Japonii.
- Oj tam, oj tam. - Mruknął pod nosem. - Parę spraw się spierniczyło i wróciłem. Wreszcie święta w rodzinnych stronach! - Blondas chciał jak najszybciej zmienić temat, coby nie wracać do tematu odnośnie jego powrotu. - Co tam słychać?
- Jakoś ci nie wierzę. Huczałoby wśród znajomych, gdybyś miał wracać, a tak to nic nie słyszałem... To nie w twoim stylu. Powiedz; jaki jest ku temu powód?
- Nieładnie jest ignorować to, co się mówi! - Dalej trwał przy swoim.
- I kto to mówi... To ty ucinasz temat i już się czerwienisz. Oj, nie potrafisz kłamać. Nie potrafisz.
Nastała cisza pośród dwóch dawnych znajomych.
- A niech cię szlag! - przerwał ją Naruto, opierając się rękoma o stolik. - No dobra... Przyjechałem tu dla kogoś.
- Dla kogo? - dociekał. uważnie obserwując twarz błękitnookiego.
- Nie znasz jej. Byłem w latach gównażerii w niej zakochany. Ech... - Dało się zauważyć rumiane poliki u Uzumakiego. - Od dawna planowałem powrót tutaj i z tego, co zauważyłem... W ostatnim momencie.
Trybiki w głowie Kiby zaczęły się przestawiać. Czyżby... Chodziło mu o Hinatę? Też słyszał o tym wypadku, ale...
- ...Skąd ją znasz?
- My to się od dzieciństwa znamy; czasy piaskownicy i huśtawek z placu. Ale urwał mi się z nią kontakt, bo jej rodzice przeprowadzili się do innego miasta. - Spojrzał na zdumionego Kibę. - Hinata Hyuuga. Mówi ci to coś?
- Aż za bardzo. - Pozwolił sobie na ogromny wyszczerz. - Pracujemy razem w firmie. Wiesz co? Masz rację; przyjechałeś w ostatnim momencie, bo...
- Już wiem - przerwał mu. - Nie musisz nic mi tłumaczyć. Już ktoś cię wyprzedził.
Kiba nie wypytywał już kto. Dowiedział się już sporo. A domyślał się, że z tego wszystkiego wyniknie jakaś inna, gruba afera. Wszyscy z firmy, oraz co niektórzy z poza niej, wiedzieli, że Sasuke zaczął kręcić się przy brunetce. A Naruto i Sasuke... są jak woda i ogień.
Nie, z tego nic dobrego nie wyjdzie.
- Czekaj, czekaj... Ty jesteś w niej zakochany, ale... Czy wiesz, że Sasuke się przy niej kręci? Wiesz, że dziołcha, z którą obecnie jest Sasuke jest prawdopodobnie zamieszana w wypadek drogowy, przez który ucierpieli rodzice Hinaty? I czy wiesz, że twoja miłość z piaskownicy może najzwyczajniej w świecie przepaść? Stary, czy ty wiesz, jak ludzie się zmieniają?! Ona jest kompletnie inną osobą niż była z twojej pamięci! Ba, jestem tego pewien! Nie wiem czy ci zazdrościć wytrwałości, czy współczuć głupoty i zaślepienia. Ja wiedziałem, że byłeś głupi, ale że dalej ci się to trzyma?
Naruto w ciszy wysłuchiwał tego monologu. Cóż, we wszystkim prawie miał rację z wyjątkiem jednego, na który roześmiał się cicho.
- Nie, mój drogi. Ona jest taka sama jak wtedy. I nie, nie patrz na mnie jak na wariata. Słyszałem od innych, co się z nią dzieje i jaka jest. Hinata nawet w z wyglądu jest identyczna jak wtedy, gdy ją pierwszy raz zobaczyłem.
Inuzuka zaniemówił. Serio, on albo wariat, albo naprawdę zakochany do granic możliwości. Z oniemienia pokręcił głową, zamykając przy tym urządzenie.
- Stary... Lecz się. Dobrze ci radzę...
- Za późno - wyszczerzył się, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. - A teraz, gdy ci wszystko powiedziałem, zmieńmy temat. Chcę wiedzieć, co u ciebie słychać, kretynie - ostatnie słowo powiedział z niejakim wyrzutem, bo zmęczyła lekko go ta rozmowa. Przecież to nie była sprawa Kiby, a musiał się wyspowiadać jak na spowiedzi świętej.
- Jeśli musisz... Ale chciałbym wpierw się do mojego domu przejść i zanieść ten laptop.
- Potowarzyszę ci, jeśli ci to nie przeszkadza.
- Rób, co chcesz. - Wzruszył ramionami. - Ale to trochę daleko. Musisz się przemęczyć ze mną i autobusami.
- Nie przeszkadza mi to. - Naruto zmarszczył brwi, nachalnie ciągnąc za sobą dawnego kolegę. - Chodź i nie marudź już.
- Ej, ej, ej! Niecierpliwy jak zawsze, co?! A może pozwolisz mi z łaski swojej schować mój komputer do torby, co?!
- Ach... - Uzumaki podrapał się po bujnej, blond czuprynie. - Sorry, zapędziłem się.
- Jak zawsze. - Prychnął szatyn, i na chodniku, przy ruchliwej ulicy zaczął pakować swój sprzęt do przeznaczonej do tego torby.
Znudzony Naruto błądził wzrokiem po szarej kamienicy, w myślach przyznając, że sporo się tutaj zmieniło od czasu jego wyprowadzki. Wszystko jakoś... zmętniało, zrobiło się bardziej szare i bez życia. Niegdyś uliczki przystrojone były w zieleń, drzewka, a teraz wszystko zostało zrównane z ziemią i zalane betonem lub przykryte kostką brukową. A budynki? Nie nabrały kolorów, a wręcz wyblakły. Ludzie chyba nie mieli na co pieniądze wydawać, bo co niektórym budowlom przydałaby się jakaś renowacja, remont czy głupie przemalowanie. Ależ skąd... przecież szary to przepiękny kolor!
- Już. Skończyłem.
A Naruto jak stał, tak stał, nie przejmując się tym, co powiedział przed chwilą Kiba. Myślami był obecnie gdzie indziej, a wzrok utkwił się w jakimś martwym punkcie. Totalnie nieobecny.
- Ja na twoim miejscu bym mu zajebał za takie stanie i olewanie. Chociaż nie; za samo jego istnienie bym mu wklepał.
To wystarczyło, by Naruto zechciał się wybudzić ze swojego transu. Doskonale wiedział, do kogo ten głos należał i zapewne, gdy blondyn tkwił w swoim stanie marzyciela, to przypałętała się ta gnida, byleby tylko powiedzieć coś, co wyprowadziłoby Uzumakiego z równowagi. Zresztą... jak zawsze.
- Och, to ty, Sasuke... A to miał być taki piękny dzień... - wysyczał rozdrażniony Naruto, mierząc wściekłym wzrokiem mężczyznę, stojącego tuż nieopodal niego.
- Ano, to ja, mój dawny przyjacielu. Mamy sobie tyle do powiedzenia - mruknął bez entuzjazmu, dając znak Kibie, by ten zostawił ich samych.